Od kilku dni jestem już w domu, z którego nie mogę się ruszyć, ze względu na dwutygodniową kwarantannę. Ale może po kolei.
Z 1,5 tygodnia temu moi rodzice oraz hości otrzymali maila, że organizacja nalega na to, żeby dla bezpieczeństwa wrócić do domu. Już sami o tym myśleliśmy, ale ten mail przesądził sprawę. Choć w sumie wiedziałam, że tak będzie, to byłam i w sumie nadal jestem przygnębiona, bo nie mogłam dokończyć tego roku i zrobić jeszcze wielu super rzeczy, jak pójście na Prom czy wyjazd na spring break do Arizony, no i musiałam opuścić moją przekochaną host rodzinę :( Loty do Europy były zawieszone, ale załapałam się na akcję Lot do Domu. Rodzice zarezerwowali mi bilet i leciałam z Chicago. Czy ja mówiłam już, że mam super hostów? Tak oni zawieźli mnie prawie 660 km do Chicago. Tam na lotnisku było wielkie zamieszanie. Na szczęście nie miałam nadbagażu, bo część rzeczy zimowych zostawiłam i hości wyślą mi je, kiedy już wszystko z wirusem sie uspokoi. Byłam nieźle zdziwiona, jak niewiele osób nie miało nawet rękawiczek o maseczkach już nawet nie wspomnę. Pierwszy raz byłam na lotnisku w Chicago, a jest ogromne. Zanim ogarnęłam co i gdzie jest, to zeszło mi trochę. Do odprawy była wielgachna kolejka, ale jakoś poszło. Przed lotem mierzono wszystkim temperaturę. Po wylądowaniu jeszcze w samolocie żołnierze mierzyli jeszcze raz. Musiałam wypełnić też taką kartkę, gdzie wpisywało się dane i podawano adres, gdzie będzie się spędzać kwarantannę. Z lotniska odebrali mnie rodzice i wróciliśmy do domu.
Dziękuję tym, którzy zaglądali tutaj przez ten czas i komentowali. Życzę wam dużo zdrowia!