Zmobilizowałam się i w końcu znalazłam czas, aby usiąść na dłużej i napisać, co się dzieje.
Największa zmiana, to pogoda. Jeszcze tydzień temu było ponad 20 stopni, a teraz jest po 13-15, więc trzeba było wyciągnąć z szafy kurtkę, bo poranki są mega chłodne. Choć do szkoły mam zaledwie 500m, to marznę.
|
Jesień |
|
Klusek <3 Tak, ja go tak nazwałam, ale wabi się inaczej |
|
Byłam na meczu tenisa, bo w drużynie gra moja koleżanka. 4/7 wygranych meczy dla nas. |
Szkoła.
Codziennie mam 6 lekcji. Zaczynam o 8:00, a kończę 2:40. Lunch jem o 11:42 i trwa on 30 min. Lunch kosztuje 3,15$ i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że jest dużo dobrych i zdrowych rzeczy. Są owoce, warzywa, sałatki, bardzo dobre pasty i zupy, więc tak ze 2-3 razy w tygodniu zdarza mi się kupować lunch w szkole, zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma nic dobrego do zabrania z domu.
Moja pierwsza lekcja to
Language and composition, czyli Angielski. Nauczycielka jest przemiła i przesympatyczna, ale tak strasznie przynudza, że połowa klasy śpi XD Praktycznie nic nam nie zadaje, bo mówi, że w szkole mamy dość nauki, a w domu mamy odpoczywać. W 100% się z nią zgadam!
Lekcja nr 2, to
US History. Na szczęście mamy bardzo fajnego nauczyciela, który umie świetnie opowiadać, więc przez większość lekcji, każdy siedzi zasłuchany. Później w domu wystarczy tylko przeczytać temat i na quizie jest 100%.
Nr 3
Algebra. Dużo liczymy, a do domu dostajemy też dość sporo, ale nie jest trudne, więc przeważnie zajmuje mi to z pół godziny.
Lekcja nr 4 -
Earth and space systems. Mega ciekawa i cieszę się, że ją wybrałam.
Kolejna, czyli nr 5
Culinary I. Na razie jestem nieco zawiedziona, bo była tylko teoria, raz test smaku i raz weszliśmy do kuchni i zrobiliśmy pancakes, które później zjedliśmy, więc tego dnia wcześniej nie jadłam lunchu :D Super jest to, że szkoła zapewnia wszystkie produkty i nie trzeba się niczym martwić.
I ostatnia lekcja to
Ceramics I. Super! Glina, ręce ubabrane po łokcie i zabawa na kole garncarskim. Dziecko we mnie ma radochę :)
Homecoming.
Poprzedni tydzień to Homecoming Week. Od kiedy tylko czytałam o tym na blogach wymieńców, marzyłam, żeby sama to przeżyć i w końcu się spełniło.
- Poniedziałek to PJ day, czyli dzień piżamowy! Naprawdę śmiesznie było widzieć znajomych i niektórych nauczycieli w piżamach.
- Wtorek - Boaters Safety day
- Środa - Tourist day, więc czułam się znakomicie, bo w sumie sama jestem, jak turysta, będąc tutaj :D
- Czwartek - Invisible/Camo day
- Piątek -Spirit day (Blue & White, Tie-Dye T-shitrs)
Piątek to oczywiście hoco football game, pepfest i koronacja, a sobota hoco dance. Powiem wam, że bawiłam się naprawdę dobrze i zazdroszczę amerykanom, że mogą przeżywać to co rok, przez 4 lata liceum.
|
Każdy rocznik robił takie zdjęcie |
|
Pepfest |
|
Football game |